Rozochoceni minionym wieczorem wstajemu wcześnie rano, aby za dnia poznać Bonifacio. Pomysł bardzo trafiony, bo gdy żegnaliśmy się z miastem, turyści zaczęli tłumnie do niego wjeżdżać. Miasto bezapelacyjnie warte odwiedzenia. Żeby nie zanudzać to tylko jeden motyw przytoczę. Otóż na tymże klifie ulokowany jest również cmentarz. Stary wojskowy i "bieżący" cywilny. Grobowce mają formę małych kapliczek/domków, do których drzwi zamykane są na klucz. W środku gotowe miejsca na trumny, ponadto kwiaty, znicze i luźno poukładane małe granitowe tabliczki, na których widnieją krótkie sentencje, np."spoczywaj w pokoju". Kapliczki są bardzo do siebie podobne, a ich biel świetnie kontrastuje z granatem morza. Wygląda to dość osobliwie. O ile chowanie ciał ponad ziemią jest typowe dla Korsyki, to zamykane na klucz kapliczki występują tylko tu.
Przed nami jedne z najładniejszych plaż Korsyki. Dlatego póki pogoda sprzyja plażowaniu, oddajemy się lenistwu. Wbrew pozorom rzadko mamy ku temu okazję. Sielanka nie trwa długo, bo na horyzoncie chmury... Gradowe. Uciekamy z plaży, powoli kierujemy się w centralną część wyspy, zaliczając po drodzę kolejną winnicę.
Wjeżdżamy w rejon uczęszczany przez dość szczególnych turystów... góry. Słynny szlak GR20 ma mnóstwo stałych bywalców i z roku na rok nowych sympatyków. Szczyty podziwiamy tylko z samochodu, ale naprawdę są imponujące. tym bardziej, że od dziś widoczność nareszczie się poprawiła! Zdjęcia nie są w stanie oddać wrażeń. Nieco niepokoi spadek temperatury (11st. C) - na szczęście namiot szybko się ogrzewa. Na liczniku 2400km.