Nie ma przesady w informacjach mówiących o tym, że trasa do miasteczek z regionu Cinque Terre, wymaga dobrych umiejętności jezdnych kierowcy. Dla nas to nie problem. Wyobrażamy sobie jednak, że kogoś nieobytego z tematem serpentyn i wąskich dróżek, te trasy mogą przyprawić o ostre bicie serca i spalone sprzęgło. Do 5 Terre wybieramy się po to, aby zobaczyć o co tyle hałasu. Mimo, iż koniec września, na miejscu dużo turystów. Nie zdołaliśmy odwiedzić wszystkich miasteczek. Mitchell za bardzo chciał biec do wody, Mila za bardzo chciała biec gdziekolwiek... Te, które udało nam się zobaczyć (również z oddali), wyglądają ładnie, momentami urokliwie, ale to chyba wszystko (mam nadzieję, że nikomu się nie narażam :)). Na pewno doskonałym pomysłem na zwiedzenie miasteczek jest kolej - dojazd autem dla niektórych jest wyzwaniem, ponadto, w zależności od miasteczka, czasem trzeba zostawić samochód przed wjazdem do miasteczka. Na pewno też wyjątkowa jest historia tego regionu. Nie mogę też przestać myśleć o tym, że z wielkim trudem przychodzi mieszkańcom uprawa czegokolwiek - strome zbocza i wąskie drogi może i są atrakcją turystyczną, ale nie rolniczą.
Na początku planowaliśmy zostać dłużej na tej ziemi, ale znużenie podróżą i dysonans między tym, co oferuje 5 Terre, a naszymi potrzebami sprawiają, że jedziemy dalej. "Dalej", czyli w stronę gór (bardzo konkretnego miejsca ;) Jak dojedziemy, to powiemy). Zatrzymujemy się w Bresci. Mila po całym dniu w aucie nie jest w nastroju na spanie...ech :)