Dziś odwiedzamy kolejną perełkę włoskiej ziemi. Jezioro Garda. Z okien samochodu, badamy teren - może kiedyś tu wpadniemy na śniadanie. Widoczność kiepska, dlatego aparat pozostaje w torbie. Jezioro jest bardzo urokliwe, już rozumiem skąd jego sława. Nam bardziej do gustu przypadła jego północna niż południowa część - więcej gór, mniej turystów. Po chwili zawahania nad rodzajem dróg, obieramy kierunek dalszej trasy - przełęcz Stelvio. Celowo omijamy autostradę i kierujemy się na północny zachód do Parku Naturalnego Adamello Brenta.
Już kilka kilometrów od Gardy (przy drodze nr SS421) napotykamy lazurowe jezioro - Lago di Tenno. Z niemałym podziwem patrzymy na ludzi kąpiących się w nim...(przypominam, jest 28. dzień września). Czas nas goni, innym razem tu zamoczymy stopy.
Park jest urzekający. Momentami widoki zapierają nam dech w piersiach. Szczególnym przeżyciem jest wjazd na przełęcz Gavia - droga SP 29. Po pierwsze - cudowne Dolomity. Po drugie - trasa jest bardzo wąska i kręta, najcześciej szerokości jednego samochodu, a z krawędzi widać przepaść. Łukasz cieszył się podczas jazdy fajną drogą, a ja trzymałam się mocno aparatu, co by nie spaść w dół...:) Po drodze mijamy kilku zmotoryzowanych i rowerzystów (odważni).
O ile nad Gardą było 27st, to tu zastaliśmy temperaturę 10-12st. Gdzieniegdzie śnieg, tam i ówdzie lodowce. Ja wyciągam gęsi puch (wzięty na wszelki wypadek) i zakładam skarpetki do sandałów (pełnych butów nie wzięłam już "na wszelki wypadek"). Piękne popołudniowe słońce... jak tu nie lubić gór?