Trochę ze smutkiem, a trochę z ulgą, opuszczamy Wiedeń. Po cichu liczymy na to, że nawet jeśli tam gdzie jedziemy, rownież będzie 38st., to będzie to mniej dotkliwe.
Niespiesznie kierujemy się na zachód, do miasteczka Allhartsberg. Przejeżdżamy przez spory obszar Wienerwald (Las Wiedeński - okala Wiedeń od północno-zachodniej strony). Liczyliśmy na piękną panoramę Wiednia, jednak kiepska przejrzystość powietrza sprawia, że musimy się zadowolić rozmytym konturem miasta.
Po wyjeździe z Lasu kierujemy się na północ, w stronę Dunaju. Wjeżdżamy do miasteczka Krems, nad którego urokliwością rozpływa się autor przewodnika. Na miejscu okazuje się, że nie ma w tym ani odrobiny przesady. Aż mnie świerzbi żeby sięgnąć po aparat i udać się na spacer, ale temperatura powietrza w mieście sprawia, że oglądamy miasto zza szyby auta. Może w drodze powrotnej do domu się uda...
Za Krems rozpoczyna się jedno z ciekawszych pod względem krajobrazowym miejsc Austrii - dolina Wachau. Ciągnie się do okolic miasta Melk. Jakby to ująć - krzak winny na krzaku winnym. Strome zbocza gęsto usiane winoroślami górują nad miasteczkami. A po drugiej stronie jezdni piękny modry Dunaj. Piękności :)
Po południu dojeżdżamy do miejsca noclegowego. Jesteśmy zaskoczeni rozmachem posiadłości na której będzie nam dane spędzenie kolejnych trzech dni. Wieczorem, kontemplując zachód słońca na polance przed domem, udaje nam się zmarznąć.