Wysoka temperatura powietrza potrafi być testem osobowości. Wczoraj byłam bliska oblania go. Jednak postawiona do pionu przez Łukasza, postanowiłam zagryźć zęby i nie marudzić. Tym bardziej, że nawet dzieci nasze nie marudzą...
Po śniadaniu kierujemy się na starówkę, na której prym wiedzie katedra św. Stefana (św. Szczepana). Szybko dochodzimy do dwóch wniosków. Po pierwsze: Wiedeńczycy lubią psy. Po drugie: podróżowanie z dzieckiem i psem sprawia, że kontakty z naganiaczami (wszelkiej maści) są niemal zerowe. Nikt nas nigdzie nie zaprasza, do niczego nie zachęca. Super :).
Chowając się w cieniu, powoli dochodzimy do monumentalnych pozostałości po czasach austriackich władców - barokowo-klasycystycznego pałacu Hofburg. Zachwycamy się rozmachem i wyobraźnią projektantów oraz zleceniodawców. Zdjeć nie mamy, bo za ciepło na dźwiganie aparatu :) po drodze mijamy wiele parków, do których, za sprawą naszego futrzastego, wejść nie możemy. Potem chwila ochłody w galerii handlowej, odpoczynek w hotelu i wieczorny relaks w Praterze. A relaks jest potrzebny, bo niektórzy mają przewidziany na wieczór trening biegowy...uff jak gorąco.
Tips:
- hotel Adlon: zlokalizowany w Leopoldstadt, blisko Prateru; przyjazny (nawet bardzo) psom, możliwe parkowanie na ulicy przy hotelu za 4,10euro/dobę. Informacja ta dostępna na miejscu. Nie ma możliwości rezerwacji miejsca parkingowego; brak klimatyzacji (mimo to polecamy).