Podczas porannego biegania, Mitchell wytwarzał się w łajnie. Tak. Nie krowim - to się wdzięcznie zmywa. Takim, które trudno zmyć... Nic to. Pakujemy się i po śniadaniu jedziemy do Volterry. Miasto zlokalizowane jest 35 km od naszego Poggibonsi. Słynie z wydobycia soli kamiennej i alabastru. No i z wampirów. Już po przejechaniu kilku kilometrów zauważamy, że kończą się winnice - opuszczamy prowincję Sieny, wjeżdżamy do prow. Piza (obszar pomiędzy Sieną a Florencją, to teren uprawy winorośli do produkcji wina Chianti). Na miejscu zatrzymujemy się u stóp miasta. Wtoczenie wózka dziecięcego do miasta zużywa nieco energii... Nosidło ergonomiczne nie jest jakąś super alternatywą, zapewniam. Miasto już na "dzień dobry" sprawia wrażenie o wiele weselszego i żywszego niż Siena. Gdzieniegdzie gestykulujący Włosi, większe zainteresowanie Mitchellem (pomimo unoszącego się nad nim smrodu), a wszyscy bardziej uśmiechnięci. Doskonała pogoda do miejskiego zwiedzania i niewątpliwy urok Volterry sprawiają, że zabawiamy tam dłużej, niż planowaliśmy. Zdjęć narazie nie pokażemy - mamy problem, który rozwiążemy dopiero w Polsce.
Nasz dzień kończy się późno. Emila pospała dużo w ciągu dnia i teraz nie chce zasnąć. Mam wrażenie, że ma dostęp do jakiegoś tajemniczego źródła mocy, do którego ja już przystąpić nie mogę.
Tips:
- do centrum Volterry wjechać nie można. Nie mieliśmy problemu ze znalezieniem parkingu pod miastem - ok 10 minut spaceru. W lipcu czy sierpniu to może być trudniejsze. Parking płatny 8-20. Nie ma taryfy godzinowej. 12€ za dzień. "Wózkowicze" - cierpliwości :)!