Dziś ostatni dzień w Austrii. Wyruszamy do Polski tuż po śniadaniu. Po drodze odwiedzamy pominięte w czwartek miasta w dolinie Wachau. Dziecko jest bardzo dzielne, Mitchell rownież.
Nasuwają nam się rożne wnioski. Po pierwsze taki, że Austria (przynajmniej ta cześć, w której byliśmy), zaskakuje porządkiem i normalnością. Dotyczy to zarówno mentalności, jak i krajobrazu. Nie ma pstrokacizny, każdy dba o swoje podwórko, jednocześnie dbając o wspólne dobro lokalnej społeczności. Po drugie: lubią psy. Bardzo. Zaskakujący (w porównaniu z naszymi warunkami) jest entuzjazm z jakim podchodzą do psów. Widać to nawet w parkach narodowych, do których można śmiało wejść z psiakiem. Po trzecie. Nie wiem, czy to kwestia temperatury, czy może zagranicznych wakacji Austriaków. Mało było ludzi na ulicach. Oczywiście nie mówię o Wiedniu. Co czyniło ten wyjazd jeszcze bardziej intrygującym.
Austrię polecamy. Z dzieckiem, z psem, z samym sobą. Na liczniku 2000km. Do następnego.