Podróż zaczynamy o 4.00, kierujemy się na Suwałki. Tam awaryjne zakupy, bo jedno zapomniało wziąć spodni, a drugie okularów przeciwsłonecznych... Suwałki to bardzo przyjemne miasto i wbrew naszym wyobrażeniom nie ma tu wiecznej zimy i jest, co najmniej jedno, bardzo przyjemne centrum handlowe. Po przekroczeniu granicy wpadamy w ciąg dróg krajowych i autostrad na Litwie, Łotwie i dalej Estonii. Wokół nas nieco nużący krajobraz – asfalt i lasy, dlatego zatrzymujemy się na Łotwie nad morzem. Woda zimna, ale powoli zaczynamy czuć, że jedziemy w daleką podróż.
Przebycie ok 650 km po tych krajach przyzwyczaja nas do odmiennego niż w naszej ojczyźnie podejścia kierowców do ograniczeń prędkości. 50 to 50, 90 to 90. Efekt jest taki, że jedzie się przyjemniej, płynniej, bezpieczniej i nie trzeba się stresować ciągłym zerkaniem w lusterko wsteczne, czy przypadkiem ktoś znowu nie siedzi na ogonie. Jeśli do tego przytoczymy dramatyczne statystyki z trwającego właśnie w Polsce „weekendu bez ofiar”, to rośnie w nas silne pragnienie, aby polscy kierowcy nareszcie zwolnili.