Trudno mi wyjaśnić dlaczego chciałam przywieźć różańce z Fatimy poświęcone właśnie tam. Co więcej nie przypuszczałam, że może z tym być jakiś problem. A jednak... Godzina 18.20, ciepłe wrześniowe popołudnie na placu przez bazyliką. Mnóstwo wiernych, wszechogarniająca atmosfera modlitwy i zadumy. Urzeka nas niekomercyjny charakter miejsca (vide: Częstochowa, Łagiewniki, Licheń). Kupujemy różańce i idziemy do księdza. Tylko gdzie jest ksiądz? Znajdujemy informację, że święcenie różańców do godziny 18.00. Hmm.. Trudno uwierzyć w brak wolnostojącego, ewntulanie wolnochodzącego księdza. A jednak. Desperacja i skok adrenaliny sprawiły, że zmysły się wyostrzyły i nagle zobaczyłam jednego! Po drugiej stronie placu (plac większy od Placu Św. Piotra w Rzymie...). Cichym biegiem wyruszyłam w jego stronę. Nigdy tak się nie cieszyłam na spotkanie z księdzem. Hiszpan. Przyjechał z pielgrzymką. Wydusiłam z siebie "Jo tengo...("mam") rosarios ("różańce" - nareszcie oglądanie telenowel meksykańskich zaowocowało!)". Od razy zrozumiał o co chodzi i poświęcił. Uff....:)
Wieczorem dojeżdżamy do Lisbony. Zatrzymujemy się na campingu (www.lisboacamping.com) w domku typu bungalow. Dużo tu atrakcji, jeszcze więcej turystów, ale areał jest na tyle duży, że nie wchodzimy sobie w drogę. Na miejscu dojeżdżają nasze przybrane dzieci i zaczynamy prawdziwe wakacje z basenem i wycieczkami samochodowymi po okolicy....:)