W nocy dojeżdżamy do bram Nordkapp. Wejście na przylądek jest płatne (ok.115zł/os), ale nie przejmujemy się tym, ponieważ naszym celem jest dojście do najbardziej na północ wysuniętego punktu kontynentu europejskiego, tj cypla Knivskjellodden (ok 1,5 km dalej niż Przylądek Północny, w kierunku zachodnim). Jest on mało popularny wśród turystów, których ogromna większość kieruje się na majestatycznie wyglądający Nordkapp. Problem w tym, że ten majestat widać z...dystansu. Po ciężkim dniu idziemy spać. Miejsce noclegowe jest jednocześnie początkiem trasy na Knvskjellodden.
Rano budzi nas silny wiatr zgniatający namiot. Do tego deszcz, mgła (a może chmura?) i 10ºC...zaczynamy wątpić w sens zaplanowanej wycieczki. Jednak oczekiwana zmiana pogody następuje i po 4h czekania wyruszamy.
Na końcu trasy znajduje się skrzynka w której jest księga pamiątkowa oraz kilka najpotrzebniejszych rzeczy zostawionych przez turystów. Można tam znaleźć na przykład coś na „rozgrzanie” się, jak również koc termiczny. Dokonaliśmy wpisów, co zostało uwiecznione na zdjęciu. Marsz trwał 5h, a satysfakcja zostanie na całe życie:) Pomimo wciąż wiejącego wiatru trasa okazuje się bardzo przyjemna. Tym bardziej, że w towarzystwie reniferów.